wtorek, 11 grudnia 2012

'Nie naśladuj James'a Bond'a.

   Debilna melodyjka (której szczerze miałam serdecznie dosyć), oznajmująca, że pora już wstać obudziła mnie wcześnie rano w pokoju hotelowym. Podniosłam się do pozycji siedzącej z myślą, że było mi naprawdę niewygodnie. "Nic dziwnego" pomyślałam, gdy zobaczyłam, że spałam na podłodze. Najwyraźniej w nocy musiałam spaść. Dopiero teraz zauważyłam, jak jest urządzony ten pokój, dzięki promykom słońca, które wpadały przez okno. Jedno okno w całym pomieszczeniu.
   Drewniane drzwi, pomalowane na biało farbą, która i tak już odpadała. Na wprost drzwi było również białe okno, które samo zdołało oświetlić te nędzne cztery ściany, pomalowane na beżowo.. a raczej już szaro. Pod oknem stała drewniana, brązowa komoda z trzema szufladami, a po jej prawej stronie odpadający kontakt. Po lewej stronie komody leżał granatowy, dmuchany materac, na którym spałam, a na nim koc i moja latarka. Podłoga była pokryta brązowymi panelami. Po lewej stronie drzwi stała moja rozpięta torba. 
   W powietrzu unosił się zapach.. jakby zgniłych szczurów. Czując to, jak najszybciej rzuciłam się po latarkę, wrzuciłam ją do torby, którą niedbale zapięłam i czym prędzej wybiegłam z pokoju, po drodze wyjmując klucze z kieszeni. 
   Korytarz był naprawdę ładny. Na podłodze czysty dywan, a ściany brązowe, pomalowane w najróżniejsze wzory. Nie czując już smrodu, odetchnęłam z ulgą i wolnym krokiem ruszyłam w stronę recepcji. Hol również był urządzony ładnie, schludnie i skromnie. Tak jak korytarz miał wzory na ścianach i dywan na podłodze.
   Oddałam klucz i położyłam na blacie należną sumę. Kobieta na widok pieniędzy szeroko się uśmiechnęła.. do kasy, nie do mnie. "Boże, jakie to babsko łapczywe.." przeszło mi przez myśl i skrzywiłam się. Szybkim krokiem odwróciłam się i podeszłam do dużych, szklanych drzwi, przez które wyszłam na świeże powietrze. 
   Rozejrzałam się na wszystkie strony i z ulgą odetchnęłam, widząc sklep po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pewnym krokiem przeszłam przez asfalt. Z torby wyjęłam mój czarny portfel, który dostałam kiedyś od brata i weszłam do środka. Lekko się skrzywiłam na widok jedzenia i zamknęłam szybko oczy. Tak dawno nie jadłam. Odzwyczaiłam się od tego i za przeproszeniem rzygam na widok żywności. Ono mnie odpycha. 
   Otworzyłam na chwilę oczy i po prawej stronie zauważyłam półki z napojami. Znów zamknęłam oczy i podeszłam tam. Idąc poczułam, że wchodzę w coś miękkiego, a potem, że dotykam czegoś twardego. Nie miałam siły otwierać oczu i zacisnęłam je jeszcze mocniej. Zorientowałam się, że upadłam, a za chwilę poczułam silny ucisk na przedramieniu i wołanie męskiego głosu. Odzyskując siłę powoli otworzyłam oczy. Przede mną kucał chłopak, wyglądający na jakieś dziewiętnaście lat. Miał bardzo krótko obcięte włosy i był dość... masywny. Na sobie miał bordową koszulę w kratkę, zapiętą na ostatni guzik i luźne, czarne spodnie, opuszczone w kroku. Na jego twarzy dostrzegłam niepokój, strach, zdenerwowanie i .. ból? Przecież to ja upadłam. Ewentualnie mogło go boleć to, że przez niego może mi się coś stać, ale to była moja wina. To ja jak idiotka szłam z zamkniętymi oczami. 
   Niewiele myśląc podniosłam się, lecz od razu zakręciło mi się w głowie. Upadłabym, waląc się ponownie w łeb, ale wielkoduszny chłopak złapał mnie. Byłam mu po części wdzięczna, ale to nie zmieniało faktu, że nadal go nie znałam, nie wiedziałam kim jest i nie mogłam mu zaufać. 
-W porządku? - zapytał, gdy już ustałam na nogach, oczywiście z jego pomocą. Miał dziwny wyraz twarzy, gdy pomagał mi się podnieść, trzymając mnie w pasie i za przedramię. 
-Nie. - odparłam szczerze, czując, że jest mi strasznie słabo. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Od razu napadł go strach.
-Jak mogę Ci pomóc? - spytał z nadzieją w głosie. Jak już wspominałam - nie znałam go i nie mogłam mu zaufać. Nie chciałam od niego pomocy.
-Nie możesz. - odpowiedziałam szybko i wzięłam torbę z podłogi, po czym chwiejnym krokiem podeszłam do półki z napojami. Biorąc do ręki dwie butelki wody niegazowanej poczułam dotyk na ramieniu. Wywróciłam oczami ze zdenerwowania i odwróciłam się do chłopaka.
-Ale muszę Ci pomóc. I przede wszystkim przepraszam za ten wypadek. - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Miałam pewność, że mówi szczerze i jest mu żal. 
-Ja też przepraszam. - powiedziałam cicho i odwróciłam wzrok w stronę kasy. - a teraz wybacz, ale muszę iść. - dodałam pośpiesznie i ruszyłam, by zapłacić.
-Zaczekaj! - krzyknął i za chwilę już stał przede mną. - Wiem, że to nie moja sprawa, ale.. - zawahał się chwilę, zastanawiając się, czy wypada mu to powiedzieć. - zauważyłem, że jesteś strasznie chuda... - wyrzucił z siebie i spojrzał na mnie niepewnie. Lekko się wkurzyłam, ale postanowiłam zachować spokój. Byłam strasznie agresywna i nerwowa.. psychikę miałam zrytą, więc w tamtym momencie byłam z siebie dumna. 
-Masz rację... - powiedziałam, a on wypuścił powietrze, które nieświadom wstrzymywał. - to nie twoja sprawa. - rzuciłam i wyminęłam go. Słyszałam jego "ugh" i kroki. Znów stanął przede mną. - Boże, to jakaś chora gra w kotka i myszkę?! - wybuchłam. - Przestań za mną chodzić!
-Przepraszam. - odparł cicho i spuścił głowę. Zrobiło mi się go szkoda.. nie wiedziałam, że jest taki wrażliwy.
-Nie, to ja przepraszam. - powiedziałam, a on uniósł na mnie wzrok z nadzieją, ale jednak nutką niepewności. - Nie powinnam się tak unosić. - patrzyliśmy tak na siebie, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć.
-A więc... - zaczął, a ja przypomniałam sobie dlaczego tak się uniosłam. Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się do niego.
-Nie martw się. Nie mam anoreksji. - zażartowałam, lecz on chyba nie zdał sobie z tego sprawy i nadal patrzył na mnie z powagą. Patrzył i patrzył i nic nie mówił. Zaczynałam się bać.
-Chodź gdzieś ze mną. - powiedział nagle. - Może spacer? - tym wyprowadził mnie z równowagi.
-Co ty mi tu pieprzysz?! Jaki spacer, człowieku?! Ja nawet twojego imienia nie znam, a ty mi tu spacer proponujesz?! - wydarłam się i odsunęłam od niego, patrząc niedowierzająco. - Niby czemu mam Ci zaufać? Skąd mam pewność, że po drodze nie zgwałcisz mnie w jakiś krzakach, co?! - nie traciłam agresywności. On nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Zaśmiał się tylko.
-Spokojnie. - zaczął, a ja jeszcze bardziej straciłam spokojność.
-Jak ja mam być spokojna?! - krzyknęłam. Znów się zaśmiał. "Co za tupet." pomyślałam.
-Jestem Payne. Liam Payne. - powiedział z powagą. Uspokoiłam się nieco i nawet zdołałam się uśmiechnąć. 
-Nie naśladuj James'a Bond'a. - powiedziałam z powagą i grobową miną, a on również uśmiechnął się rozbawiony.
-Dobrze. - odpowiedział, nadal mając uśmiech na ustach. - A ty jesteś... ?
-Victoria. - odpowiedziałam i podałam mu rękę, już nadzwyczaj uspokojona.
-To co? Spacer?


--------------------------------------------



Zobaczcie, jaka jestem wielkoduszna xd
Dodaję rozdział, 
zamiast uczyć się na sprawdzian z muzyki 
i czytać lekturę na jutro xd

Jakoś tak wena mnie złapała i macie.; D

Życzcie mi powodzenia na jutro i w ogóle : P

Kocham Was ! ; **